Ministerstwo Robót Publicznych w porozumieniu z Departamentem Spraw Morskich [Ministerstwa Spraw Wojskowych] deleguje Pana do Gdańska dla zbadania warunków rozszerzenia portu morskiego. [...]
Przy tej sposobności zbada Pan możliwość założenia portu morskiego na lewym brzegu Wisły w województwie pomorskiem (w Tczewie, ewentualnie w Gniewie).
Warszawa, 25 marca
Archiwum/Ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, cyt. za: Gdynia. Biznesplan II RP, red. Maciej Kowalczyk, Fundacja Ośrodka KARTA, Warszawa 2011.
Zdać sobie trzeba sprawę, że najlepiej rozbudowany port na pobrzeżu, nie zastąpi nam Gdańska, który jest naszym portem naturalnym, posiadającym już gotowe urządzenia. [...] Połączenie zaś pobrzeża z Wisłą pod Tczewem, natrafi na bardzo poważne trudności, i trudno przypuszczać, ażeby było rentowne. [...]
Miejsce, wybrane do budowy na północ od osady Gdynia, [...] należy uznać za dobre. Osłonięte cyplem Oksywia od wichrów północnych, przed zapiaszczeniem i działaniem prądu przybrzeżnego, zaś półwyspem Hel – od wiatrów wschodnich, posiada stosunkowo znaczne naturalne głębokości, blisko przebiegającą linję kolejową i osadę rybacką, która również portu potrzebuje.
Warszawa, 11 października
Archiwum/Ze zbiorów Muzeum Miasta Gdyni, cyt. za: Gdynia. Biznesplan II RP, red. Maciej Kowalczyk, Fundacja Ośrodka KARTA, Warszawa 2011.
Warszawa. Przewrót majowy. Natarcie wojsk płk. Paszkiewicza na budynek Ministerstwa Spraw Wojskowych
Po przywitaniu się z żołnierzami, obydwie kompanie podzieliłem po dziesięciu szeregowych między obecnych oficerów i poleciłem wejść na pierwsze piętro [gmachu Ministerstwa Spraw Wojskowych]. Kazałem zabarykadować schody, okna i korytarze przy głównym holu biurkami, szafami, fotelami i chodnikami wyniesionymi z biur. Każdą barykadę obsadziłem paru dziesiątkami szeregowych i oficerów. [...]
Spokój panował do północy. Większość oficerów i żołnierzy usnęła, leżąc na podłodze korytarza. Naraz w ciszy nocy usłyszeliśmy od strony dziedzińca ministerstwa hałasy i odgłos kroków większego oddziału, po czym z parteru wycofała się, nie strzelając moja oficerska placówka, meldując, że do gmachu przez główne wejście wchodzi większa ilość podchorążych pod dowództwem oficerów. [...] Podchorążowie zbliżyli się do naszych schodów. Major broniący barykady krzyknął: „Stać! Będę strzelał!”.
Po chwili nagłej ciszy kilkunastu podchorążych z bagnetami na karabinach rzuciło się, krzycząc na dolne stopnie schodów, lecz przed wysoką barykadą z biurek i chodników cofnęli się szybko po pierwszej salwie obsadzających schody ordynansów. [...] Na dole w holu rozległy się jęki i wołanie o pomoc kilku rannych. Słychać było, jak koledzy wynosili ich z holu, po czym zapanowała cisza na dobrą godzinę. [...] W ciągu nocy pułkownik Paszkiewicz lekkomyślnie przypuszczał pięć takich ataków na bądź co bądź umocnioną pozycję i to bez przygotowania artyleryjskiego.
Warszawa, 13 maja
Felicjan Sławoj-Składkowski, Wspomnienia z okresu majowego, „Kultura”, nr 6/116, 7/117–8/118, Paryż 1957, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Od rana telefony gen. Składkowskiego były coraz więcej niespokojne. Domagał się on szybkiej pomocy. Łatwo było się domyślić, w jakim położeniu załoga MSW się znajdowała. Otoczona, bez żywności, bez snu i wobec doskonałego żołnierza — podchorążych... Toteż w godzinach rannych otrzymałem rozkaz przebicia się do MSW i podania ręki jej załodze. [...] Bez oporu zaczęliśmy się posuwać naprzód. Wobec tego, że po stronie przeciwnej ukazały się samochody pancerne, kazałem [...] oddać po 1–2 strzały naprzód wzdłuż Marszałkowskiej, a następnie wzdłuż Alej Ujazdowskich. W krótkim czasie dotarliśmy Marszałkowską do gmachu MSW [...].
Zostałem serdecznie powitany przez załogę MSW, która znajdowała się na pierwszym piętrze. Parter do tego czasu zajmował „przeciwnik”. Na schodach — improwizowane barykady ze stołów, krzeseł i zwiniętych w wałki chodników. Po śladach kul na ścianach widać było, że tu nie były żarty... Gdzieniegdzie ślady krwi na podłodze. [...]
Przyprowadzono do mnie wziętego do niewoli podchorążego. Był bardzo nieszczęśliwy. Rozmawiałem z nim przez dłuższą chwilę. Między innymi zapytałem, czy wiedział, przeciwko komu walczył. Wiedział. Na zapytanie, czy wie, kim jest Marszałek Piłsudski, odpowiedział entuzjastycznie. Ten jego entuzjazm nie wypływał ze strachu, nie była to chęć ulżenia swego losu. Był to — jak się przekonałem — bardzo dzielny żołnierz. Według jego słów, walczył wbrew swemu przekonaniu, ale z obowiązku — gdyż wiązała go przysięga. Przysięga posłuszeństwa swoim przełożonym. [...]
Zadawałem mu pytania, z jakiego jest oddziału, jak silny jest jego oddział itp. [...] Na wszystkie pytania odpowiadał jednym zdaniem: tego nie mogę powiedzieć. Próbowałem go zastraszyć, wyjmując pistolet z pochwy. Był przygotowany, że po ponownej odmowie odpowiedzi zostanie zastrzelony. Mimo to ta sama odpowiedź z dodatkiem: „Proszę mnie zastrzelić, ale ja powiedzieć nie mogę”. Uściskałem chłopca i ucałowałem z radości...
Potem powiedział z widocznym zaufaniem: „Panie pułkowniku, taka hańba, jestem jeńcem, ja chyba tego nie przeżyję”. Pocieszyłem go, jak mogłem, i kazałem mu odmaszerować do Komendy Miasta.
Warszawa, 14 maja
Ludwik Kmicic-Skrzyński, Przewrót Majowy 1926 roku, Instytut Józefa Piłsudskiego w Londynie, sygn. 24/5/2/1/A.11a, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Idziemy więc dziarsko pustawą, z rzadka ostrzeliwaną od strony placu Zbawiciela ulicą Marszałkowską. Ponieważ jezdnia jest pusta, idziemy środkiem ulicy. Okna domów są szeroko pootwierane. Dolne piętra obsadzone głowami i główkami ciekawych. Stróże i mieszkańcy górnych pięter zeszli na dół i tulą się we wnękach i bramach kamienic. Niesforne dzieciaki biegają od wrót do wrót nawoływane przez matki, gdyż kule jednak gwiżdżą lub sucho padają na bruk.
— Panowie za kim? — pyta średniego wieku w skórzanym fartuchu rzemieślnik, z grupy ludzi stojących za bezpiecznym rogiem ulicy Nowogrodzkiej.
— My, naturalnie za „Dziadkiem”! — woła jeden z oficerów. [...]
— Niech mu Pan Bóg da zdrowie, to chleb drożeć przestanie! — woła miła, tęga paniusia chowająca mokre ręce w fartuchu.
Warszawa, 14 maja
Felicjan Sławoj-Składkowski, Wspomnienia z okresu majowego, „Kultura”, nr 6/116, 7/117–8/118, Paryż 1957, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.